niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział 3

       Hope otworzyła mój brudnopis na niezapisanej stronie i wzięła do ręki długopis. Zawiesiła swój wzrok gdzieś na niewidocznym punkcie w powietrzu i już za chwilę zaczęła kreślić litery na kartce, linijka na linijką. Podszedłem do niej i chciałem zobaczyć, co napisała, ale zagrodziła mi drogę ręką i spojrzała na mnie karcąco.
-Dowiesz się niedługo- powiedziała tajemniczo.
       Usiadłem na drugim końcu łóżka, żeby nie narazić się więcej dziewczynie. W pokoju było słychać tylko, odgłos długopisu dotykającego kartkę. Zacząłem przyglądać się Hope, ale ona skończyła piosenkę i przysunęła się do mnie. Podała mi kartkę. Przeczytałem w pośpiechu całość.
-To jest o miłości- powiedziałem po chwili.
-Justin, jesteś taki spostrzegawczy.
-Nie chodzi mi o to, dlaczego miałbym to śpiewać, ja wcale nie czuję się tak, jak w piosence.
-Jeszcze nie.
       Spojrzałem na nią zaskoczony, a ona wplotła swoją rękę w moje włosy i usiadła mi na kolanach.
-Wiesz Justin, po rozstaniu z Seleną wydajesz się być trochę smutny, nieprawdaż?
-Ona była dla mnie ważna.
-Ale zostawiła cię.
-To moja wina.
-Wcale, że nie.
-Ty nic nie wiesz.
-Wiem na tyle dużo, żeby stwierdzić, że ta dziewczyna cię zraniła, a ciebie nikt nie powinien ranić.
-Myślałem, że nie wiesz kim jestem- powiedziałem zdziwiony.
-Nawet gdybym chciała nie wiedzieć, nie mogłabym, jesteś dosłownie wszędzie. O twoim rozstaniu z Sel mówili wszyscy, co nieco usłyszałam.
       Może miała trochę racji? Zawsze uważałem, że to moja wina, że Sel ze mną zerwała, ale Hope uświadomiła mi, że nie jestem całkiem zły. Selena złościła się na mnie bez przerwy, za to ,że więcej czasu poświęcam Beliebers, a nie jej, że zacząłem zadawać się z nowymi kumplami, którzy jej nie pasowali, że czasami wypiłem piwo, że spóźniałem się, ale przecież byłem nastolatkiem i takie rzeczy to norma. Gdyby chciała dorosłego, poważnego mężczyznę to mogła spotykać się z czterdziestolatkiem, a nie ze mną. Jednak zerwanie nie zabolało mnie najbardziej, ale sposób w jaki Selena to zrobiła, wysłała mi sms'a, nie tłumacząc nic. Wydawało mi się, że należą mi się chociaż drobne wyjaśnienia po tak długim związku. Uważałem, że będę z nią do końca życia, że zbudujemy domek, gdzieś daleko od paparazzi i wychowamy tam dwójkę dzieci: James'a i Katie. Mimo moich dziecinnych zachowań miałem wobec niej dojrzałe plany i nie potrafiłem pogodzić się, że moje marzenia nigdy się nie spełnią.
        Hope sprawiła, że nagle zacząłem patrzeć na Seleną jak na "tą złą", a zawsze było odwrotnie.
-Dziękuję ci Hope- powiedziałem z wdzięcznością.
         Spojrzałem na dziewczynę  i uświadomiłem sobie, że przecież to właśnie ją starałem się tu ściągnąć przez miesiąc, to w niej zakochałem się, kiedy była w KFC i to ona siedziała mi wtedy na kolanach, a nie Selena. Ostatnie wyrzuty sumienia i smutek z związku z moją ek-dziewczyną zniknęły, a moją głowę wypełniła tylko jedna osoba.
        Wziąłem do ręki kosmyk włosów dziewczyny i założyłem go za ucho. Dotknąłem jej policzka, a ona przechyliła głowę i wyszeptała, że jest tu dla mnie. Złapałem jej twarz, która wcześniej wydawała mi się taka ostra, była delikatna, i przyłożyłem moje wargi do jej warg. Pocałunek był subtelny, odsunąłem swoją twarz od buzi Hope, żebym mógł na nią spojrzeć.
-Jesteś piękna- wyszeptałem.
         Dziewczyna zaśmiała się i stanęła przede mną.
-Wiesz Justin, chyba mam lepszy pomysł na spędzenie tego wieczoru niż siedzenie w hotelu.
-To może mi o nim opowiesz?
-Raczej pokażę, zbieraj się, idziemy.
        Hope stała już przy drzwiach, czekając na mnie zniecierpliwiona. Wyjąłem z szafy kurtkę i okulary przeciwsłoneczne. Pewnie wyglądałem jak debil, bo już był ciemno, ale liczyłem, że może to pozwoli mi przejść niezauważonym przez ulicę. Zdawałem sobie sprawę, że szanse na powodzenie mojego planu były znikome, ale zawsze warto próbować. Złapałem moją damę i za rękę i wyszliśmy. Chciałem pójść w prawo, ale poczułem opór.
-Chyba nie myślisz, że wyjdziemy głównym wyjściem? Z tyłu budynku są drzwi od kuchni hotelowej, stamtąd pójdziemy do samochodu i nikt nas nie zauważy.
-Zaplanowałaś to wcześniej- powiedziałem z udawanym wyrzutem.
-No jasne, że tak głuptasie.- Zaśmiała się.
        Korytarze świeciły pustkami, ponieważ żadna osoba nie mieszkająca w hotelu nie mogła tu wejść, ochroniarze dokładnie tego dopilnowali. Bez problemy dostaliśmy się do drzwi. Żaden z kucharzy nie pytał nas, co robiliśmy.
        Wybiegliśmy na zewnątrz i uświadomiłem sobie, że jedynym wyjściem z tego pustego placu była furtka z zrobiona z drutu, zamknięta na kłódkę.
-Chyba nie boisz się przejść przez siatkę, co?
-Jestem Justin.
         Złapałem obiema rękami i podciągnąłem się, włożyłem nogę w otwór i chciałem chwycić dłonią otwór wyżej, ale skaleczyłem się. Oczywiście wspinałem się dalej nie pokazując Hope, że coś mnie bolało. Przełożyłem górą jedną nogę, a później drugą i nie patrząc w dół, zeskoczyłem. Otworzyłem oczy i już stałem po drugiej stronie. Dziewczyna zrobiła to dużo sprawniej ode mnie i już po chwili była przy mnie.
-Tak to się robi- powiedziała dumna z siebie.
         Przy mało ruchliwej ulicy stał czarny samochód z przyciemnianymi szybami, odgadłem, że to właśnie nim mamy jechać, więc podszedłem i udając dżentelmena, otworzyłem drzwiczki, żeby Hope mogła wejść. Kiedy siedziała już na fotelu, sam dołączyłem do niej.
-Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy?- spytałem.
-Do najlepszego klubu w tym mieście- odpowiedziała ze śmiechem w głosie.

***
ZAPRASZAM NA WATTPAD'A KLIK

ORAZ DO PRZECZYTANIA TWITLONGERA KLIK

Zwiastun już jest Nothing Can Ever Replace You - zwiastun



Dziękuję za wykonanie go cudownej @shelterfromsun
Jeśli chcecie zwiastun na swojego bloga zapraszam tutaj KLIK
Najpierw przeczytajcie regulamin i wstawcie button, który znajdziecie
tutaj gdyż na tym blogu Bellatriks jest stażystką.

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 2

-Jak widać jestem. Masz szczęście, że nie ma tu tych twoich "faneczek".
-Beliebers!
-Jak zwał, tak zwał. Tak szczerze to nie obchodzi mnie to, jak one się nazywają. 
-Zależy mi na tobie, ale nie pozwolę obrażać moich Beliebers!
-Czy ja je obrażam? Nie wydaje mi się.
-Tylko uprzedzam. 
-Ja zawsze mogę sobie pójść...
-Nie! Nie o to chodziło, zostań. 
-Jedna zasada, nie wspominasz więcej o tych laskach, jasne? 
-Beliebers.-Przełknąłem głośno ślinę.- Nie będę, ale i tak zawsze będę mam je w sercu.
-Miej je sobie, gdzie chcesz, tylko o nich nie mów. 
-Ostatecznie mogę się na to zgodzić.
      Hope spojrzała na mnie, dając mi do zrozumienia, że i tak nie miałem nic do gadania. Westchnąłem i zaprosiłem ją do środka. Rozejrzała się dookoła jakby chciała sprawdzić czy mój pokój jest dostosowany dla niej. Wziąłem telefon hotelowy i miałem zamówić jedzenie, kiedy Hope wytrąciła mi słuchawkę z ręki.
-Oszalałeś? Co chciałeś zrobić? 
-Zamówić coś do jedzenia, na kolację.
-Żadnej kolacji.
-Hope, nie wygłupiaj się tylko mów co chcesz.
-Nic.
-Jak to nic? - Traciłem cierpliwość. 
-Nic- odpowiedziała stanowczo.
-Dlaczego? - zapytałem od niechcenia.
-Będziemy mieli ciekawsze zajęcia niż jakaś durna kolacja przy świecach.
-Czy ty sugerujesz? 
-Cha cha, dobrze się czujesz? Nie jestem zboczoną laską, miałam na myśli raczej pisanie Twojej nowej piosenki, dawno nic nie wydałeś. 
-Ja też o tym myślałem- powiedziałem zmieszany. 

Hope pokiwała głową, ale wiedziałem, że mi nie uwierzyła. Usiadła na łóżku i sięgneła do szafki nocnej, w której położyłem swój brudnopis. Hope miała rację, już dawno nic nie napisałem. Po prostu nie potrafiłem. Jakieś skrawki wersów krążyły mi po głowie, ale nie mogłem ich poskładać, nie mówiąc już o muzyce, a przecież, żeby zadowolić fanów powinienem, co jakiś czas wydać coś nowego. Zawsze miałem w zanadrzu jakąś piosenkę, a wtedy nic. Właściwie mój brak weny zaczął się, kiedy poznałem Hope, ale przecież ona nie mogła spowodować tego. Nie wiedziałem czy razem z nią uda nam się coś wymyślić, ale i tak nie miałem nic do stracenia. 
 ***
Zapraszam na mojego wattpada, gdzie są moje opowiadania, również to. Wystarczy, że zalogujecie się przez twittera KLIK!

środa, 2 października 2013

Rozdział 1

        To był wtorek. Pamiętam jakby zdarzyło się to wczoraj. Deszczowy dzień, wszyscy normalni ludzie siedzieli w domach. Na twitterze napisałem, że jadę do Stradford, żeby nikt nie dowiedział się o moim spotkaniu. Miałem wyrzuty sumienia, że okłamuję swoje fanki, bo wiedziałem, że czekają teraz przed moim domem całe mokre i zziębnięte. Nie powinienem tego robić, przecież byłem ich wzorem, ich aniołem stróżem. Miesiąc wcześniej nie zachowałbym się tak, ale ona mnie zmieniła. Pewnie przeciętny człowiek pomyślałby, że jestem nienormalny. Spotkałem dziewczynę w barze i już rzuciłem dla niej wszystko, okłamałem Beliebers i zachowywałem się jak zakochany gnojek, a ona zgodziła się ze mną spotkać tylko dlatego, żebym przestał do niej dzwonić.
        Byłem w pokoju hotelowym numer 94 w Nowym Jorku. Nawet Pattie nie wiedziała, że pojechałem tam. Nie powiedziałem nikomu. Pewnie wszyscy myśleli, że pracowałem nad nową piosenką i siedziałem gdzieś w garderobie, ale przecież byłem pełnoletni i mogłem robić co chciałem. Nie musiałem się spowiadać z wszystkiego, przecież to, że ludzie mnie znali, nie mogło wpływać na moje życie, aż do tego stopnia, żebym nie mógł spotkać się z kimś bez zgody mojej mamy.
      Hope miała przyjść do mnie, bo gdybyśmy spotkali się w miejscy publicznym, paparazzi nie daliby nam spokoju. Zazwyczaj nie przeszkadzała mi sława, ale wtedy potrzebowałem prywatności, gdyby pod hotel przyszły fanki Hope na pewno nawet nie weszłaby na górę.
     Właściwie nie potrafiłem wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo jej pragnąłem, skoro nie znałem jej praktycznie w ogóle. Nie wiedziałem co jadała na śniadanie, gdzie mieszkała, jaki był jej ulubiony kolor, czy miała jakieś zwierzę, nie mogłem o niej nic powiedzieć, ale jednak coś mnie do niej ciągnęło, coś sprawiało, że myślałem o niej cały czas, nie mogłem się skupić na niczym innym. Chciałem być przy niej już zawsze.
      Gdybym komuś opowiedział o Hope, pewnie pomyślałby, że jestem niezrównoważonym psychicznie debilem, który jeśli nie może czegoś mieć to tupie nogą w podłogę i myśli, że i tak zaraz to dostanie. Nigdy nie przypuszczałem, że będę się tak zachowywał jak wtedy. Hope mogła zadzwonić na policję i zgłosić zawiadomienie o nękaniu, ale na szczęście tego nie zrobiła.
      Ludzie myśleli, że jestem złym człowiekiem, gdyby dowiedzieli się o tym kłamstwie, znienawidziliby mnie. Tak naprawdę kochałem swoje Beliebers, były to najwspanialsze osoby na świecie. Gdybym nazwał je fankami, to tak jakbym powiedział, że na słońcu nie jest gorąco. One kochały mnie najbardziej na świecie, chodziły na moje koncerty. Zdarzały się takie aniołki, które były na występach na różnych kontynentach. Broniły mnie, kiedy ktoś mnie obrażał. Traciły "przyjaciół" przez to, że słuchały mojej muzyki. Ludzie byli dla nich okrutni, ale one nie były słabe, nigdy się nie poddały. Zawsze wierzyły, tak jak im kazałem. Nie wyobrażałem sobie życia bez nich. Beliebers to moja rodzina, najwspanialsza na świecie, wielka, kochająca się rodzina, którą właśnie raniłem.
       Od początku wiedziałem, że spotkanie z Hope przyniesie problemy, ale miałem też nadzieje, że moje małe aniołki mi wybaczą.
       Usłyszałem pukanie. Podszedłem do drzwi i wziąłem głęboki wdech. Nacisnąłem klamkę i ujrzałem Hope. Miała na sobie obcisłe dżinsy, biały top i czarną skórzaną kurtkę. Nie wyglądała niewinnie, pasowałaby do jeżdżącego na motorze przestępcy, a ja czułem, że w środku też nie była delikatną dziewczynką. Końcówki jej włosów falowały się niesfornie. Dziewczyna przypominała buntowniczkę, która łamała wszystkie zasady, miała w dupie uczucia innych i interesowały ją tylko jej własne sprawy.
-Czekałem na ciebie tak długo i nie zawiodłem się, w końcu jesteś.

wtorek, 23 lipca 2013

Prolog





    Krótka modlitwa przed występem z całą moją ekipą zawsze dodawała mi sił. Wierzyłem, że mogę wszystko, bo ludzie którzy mnie kochają stali za sceną i trzymali za mnie kciuki. Mimo że nie był to mój pierwszy koncert, denerwowałem się. Nie bałem się, że zapomnę tekstu albo pomylę kroki. Te tysiące osób, które przyszły to Beliebers, będą mnie wspierali mimo wszystko, nawet jak zawalę cały występ.
   Wieczorem miałem spotkać się z dziewczyną, która po milionach prób wreszcie się zgodziła na wspólną kolację. Hope, bo tak miała na imię moja wybranka, różniła się od wszystkich innych.






    Poznałem ją przypadkiem, kiedy zajechałem do KFC w Nowym Jorku. Pamiętam jakby to było wczoraj. Siedziała przy stoliku, a ja po prostu podszedłem i usiadłem. Spojrzała na mnie i wydawała się nie wiedzieć kim jestem, więc przedstawiłem się, a ona bardziej zainteresowana była swoim jedzeniem, niż moją osobą, więc spróbowałem do niej zagadać. Nie za bardzo mi wychodziło, a Hope miała mnie już dość.
-Jeżeli dam ci swój numer to się odwalisz ode mnie?- wrzasnęła.
-Tak!
     Podyktowała mi szybko liczby i wyszła.
     Nie wiedziałem czy udawała, że mnie nie zna czy na serio nie miała pojęcia kim jestem, ale pokochałem ją tak, że cały czas myślałem o niej. Wypełniała moją głowę, śniła mi się, więc dzwoniłem do niej, pisałem, ale na początku w ogóle nie reagowała, bo jakimś miesiącu zgodziła się na krótką kolację w hotelu, bez świadków.
     Miałem nadzieję, że to początek pięknej historii miłosnej, ale tak się nie stało...




***
A więc, pierwsze koty za płoty.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Powitanie

      Witajcie na moim blogu. Początki podobno są najtrudniejsze, ale spróbuję jakoś przez to przebrnąć. Więc nazywam się Dominika, mam 15 lat i jestem Belieber. Jak możecie się domyślić blog będzie o Justinie.
      Pomyślałam sobie, że jeżeli kocham pisać i uwielbiam Biebera, to czemu by nie połączyć tych pasji? Tak więc powstał pomysł na opowiadanie. Mam nadzieję, że będę miała wenę na wiele rozdziałów, i że wytrwacie ze mną do samego końca.
     To chyba wszystko, a więc witam was drodzy czytelnicy. No to zaczynamy!


                                                  Drugi blog. KLIK. <3