czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 4

       Do klubu? Właściwie czemu nie, potrzebowałem trochę rozrywki, a paparazzi już dawno zrobili ze mnie chuligana, więc jeśli jedna rzecz miała okazać się prawdą, chyba nic złego nie mogło się stać. Przy Hope czułem się inaczej niż przy Sel. Mimo że znałem tę dziewczynę krótko, mogłem zachowywać się przy niej swobodnie i być sobą. Czułem się wolny, a wcale nie miałem ochoty robić nie wiadomo jakich rzeczy. Ta przestrzeń sprawiła, że przy Hope byłem szczęśliwy, bez żadnych przymusów.
     Kochałem ją? Sam nie mogłem tego powiedzieć, ale na pewno zakochałem się w niej, właściwie od pierwszego wejrzenia. Wyglądała jak mój ideał, wiele razy opisywałem perfekcyjną dziewczynę Scooter'owi, a Hope była jej odzwierciedleniem w prawdziwym świecie.
-O czym myślisz?- spytała Hope.
-O nas.
     Wydawała się lekko zmieszana, kiedy wypowiedziałem te dwa słowa, ale próbowała zrobić normalną minę. Złapałem ją za rękę.
-Wiesz Hope, to może wydawać się szalone, dziwne i głupie, ale ja...ja się w tobie zakochałem. Zrozumiem jeśli powiesz, że jestem kompletnym debilem i padło mi na mózg.
-Cha cha, dlaczego miałaby, tak powiedzieć. Wtedy potwierdziłabym tylko, że ja też jestem głupia.- Uśmiechnęła się.
-No widzisz, czyli pasujemy do siebie.
-Ale teraz to chyba powinniśmy wysiadać.
      Hope wyszła pierwsza, a ja zaraz za nią. Staliśmy właśnie przed nocnym klubem. Nocne niebo rozświetlały gwiazdy, noc była gorąca, wręcz duszna, przez wejściem ciągnęła się długa kolejka, ale moja dziewczyna nie zamierzała czekać grzecznie jak wszyscy. Trzymając mnie cały czas za rękę weszła do klubu, a ochroniarz nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. Czyżby Hope nie była tu pierwszy raz?
     W klubie było pełno osób, panowała tu dziwna atmosfera, wszędzie unosił się dym, śmierdziało alkoholem, na stołach tańczyły porozbierane dziewczyny. Nikt w tym miejscu nie był trzeźwy, co chwile ktoś na nas wpadał, nie podobało mi się tu. Czasami lubiłem chodzić na imprezy, ale nie do takich miejsc. Wolałem po prostu spędzić czas z moimi przyjaciółmi, nawet jeśli byłem wobec nich okropny i zachowywałem się jak gówniarz, oni nigdy nie zostawili mnie samego. Ufałem im, tak jak Beliebers, ale w chyba nie postępowałem słusznie ukrywając moje spotkanie z Hope przed wszystkimi. Jeśli paparazzi zrobiliby nam zdjęcie, rozpętałoby się piekło.
      Nie ranią mnie artykuły w gazetach, bo wiem, że to same bzdury, bolało mnie jedynie to, że niektóre Beliebers wierzyły w te plotki. Czytałem ich fora o mnie. Uważały, że się zmieniłem, że nie jestem już Kidrauhl, ale to nieprawda. W sercu nadal czułem się jak chłopiec grający pod teatrem, tylko miejsce występu zmieniło się i publiczność. Moje piosenki nadal miały taki sam przekaz. Chciałem, żeby Beliebers wierzyły, że wszystko jest możliwe, i że nie wolno się poddawać. Ktoś mógłby pomyśleć, że jestem głupim chłopakiem, który ciągle powtarza to samo, bo nie ma nic ciekawego do powiedzenia, ale to nie prawda. Doskonale znałem moje fanki, nawet jak pisały do mnie, żebym zaobserwował je na twitterz'e, wspominały, że na pewno nigdy ich nie zauważę.
     Ludziom naprawdę brakuje wiary w siebie, a kto inny będzie w nich wierzył, jeżeli oni sami nie będą tego robić? Jednym z moich marzeń zawsze było, żeby każdy na świecie mógł powiedzieć,że wszystko jest możliwe, że osiągnie sukces, że będzie szczęśliwy, a mimo że powtarzam to w piosenkach od tylu lat, niektórzy dalej są załamani.
     Doskonale wiem, że jeżeli nic nie idzie po naszej myśli, wcale nie łatwo jest mówić, że na pewno będzie dobrze, ale to właśnie wtedy potrzebujemy naszych przyjaciół, którzy zaczną nas wspierać, ale nikt nie włoży nam wiary do serca, siłę musimy znaleźć w sobie.
-Justin, czego się napijesz?- spytała Hope, stojąc koło barmana.
-Soku- odpowiedziałem.
-Cha Cha, ale ty jesteś zabawny, daj coś mocnego Leo.
     Nic nie odpowiedziałem, miałem jedynie nadzieję, że nie będę musiał tego pić, ale Hope była innego zdania. Podeszła do mnie z kieliszkiem i podstawiła pod nos. Wziąłem napój do ręki i wypiłem. Dziewczyna zaczęła się dziwnie uśmiechać.
-No widzisz, coś Ci się stało?- spytała ze śmiechem.
-Chyba nie.
      Hope pociągnęła mnie za rękę i poszliśmy usiąść na wielkich, czerwonych pufach. Czułem się dziwnie. Jakbym był tylko ciałem w tym klubie i nie do końca kontrolował to co robię. Hope usiadła mi na kolanach i zaczęła namiętnie całować. Zrobiłem to samo, chociaż wcale tego nie chciałem. Wszystko widziałem jak za mgłą i usłyszałem tylko *Mam te nagranie*.

***
A więc, oto rozdział.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Jeśli spodoba wam się rozdział i chcecie go polecić przeczytajcie tutaj jak to zrobić http://katalog-opowiadan.blogspot.com/2013/09/czytelnicy-polecaja.html
Dziękuję :)